CIEŃ - Szepty w Ciszy

CIEŃ


Gdy byłem dzieckiem nocami przychodził do mnie Cień . Po latach wiem, że w takiej postaci objawiała się moja mama zatroskana o moje zdrowie. Po  jej odejściu  spokojnie zasypiałem. Cienie innych istot pokazywały mi się tez w innych sytuacjach zagrożenia. W okresie studiów politechnicznych to dziwaczne widzenie zanikło by pojawić się w momencie dla mnie bardzo dramatycznym.

Było to wiele lat temu kiedy nurkowanie swobodne było w powijakach a nam  jeszcze młodym ludziom  przyświecała dewiza: "życie jest przygodą dla odważnych albo niczym".


Otóż, mój przyjaciel i partner w nurkowych pracach zakochał się w kobiecie robiącej doktorat z biologii. Zaproponował mi udział w zimowych badaniach roślin z dna Zatoki Puckiej. Pojechaliśmy do Chałup wyposażeni w sprzęt nurkowy. Zabraliśmy też sanki, narty, namiot, sprzęt biwakowy i specjalne siekiery do rąbania lodu. Po kilku dniach nabraliśmy wprawy w wybijaniu przerębli, a pod wodą w rozróżnianiu roślinek potrzebnych do badań. Celem badań były zebranie robaczków żyjących na  roślinkach ale też  i sprawdzenie przydatności tych roślin do spożywania przez ludzi. Taka praca pod lodem była nie lada wyzwaniem. Wymagała cierpliwości, koncentracji i spokoju. By robaczki nie uciekły przy wyrywaniu roślinek z dna, na każdą z nich  naciągaliśmy torebkę plastikową i związywaliśmy torebkę gumką recepturką. 


Oto co się zdarzyło pewnego mglistego dnia. Byłem już pod wodą około półgodziny. Po wielu próbach udało mi się w końcu zebrać komplet roślinek łącznie z robaczkami. Zacząłem szukać liny asekuracyjnej, którą byłem przewiązany w pasie. Chciałem dać sygnał, że wracam na powierzchnię. Liny nie znalazłem. W pierwszej chwili pomyślałem, że zaplatała się gdzieś na moich plecach o butle aparatu . Szybko popłynąłem by linę naprężyć i dać w ten sposób sygnał asekurującemu koledze. Zadyszałem się tylko ale liny  nie odnalazłem. Wtedy dotarło do mojej świadomości, że jestem na dziesięciu metrach głębokości, nie mam pojęcia gdzie znajduje się wybity przerębel, do najbliższego brzegu zatoki jest co najmniej kilometr a powietrza do oddychania w butlach mam na kilkanaście minut. Uspokoiłem oddech i popłynąłem w kierunku powierzchni. Wyjąłem nurkowy nóż i zacząłem odłupywać lód. Była to beznadziejna praca bo lód był półmetrowej grubości. Zrezygnowany opadłem na dno. 

“Nie chce tak marnie skończyć” – pomyślałem. Rozejrzałem się i znalazłem upuszczone torebki z roślinkami. Zacząłem płynąć po śladach pozostawionych przy wyrywaniu roślinek ale ślady się skończyły. Nie widać było w górze światła z przerębla. Zdałem sobie sprawę, że za chwilę skończy mi się powietrze i usnę zatruty własnym dwutlenkiem węgla z oddechów. Leżąc na plecach na dnie, wpatrywałem się w światło sączące się przez warstwę lodu. 

„Czy to już koniec” – pomyślałem. Zamknąłem oczy i napłynęły do mnie obrazy: rozpacz i smutek żony, córki , rodziców i  przyjaciół. Zacząłem się modlić prosząc o ratunek, o cud powrotu do bliskich.

Gdy otworzyłem oczy zauważyłem nade mną przesuwający się jakiś Cień. Popłynąłem za nim. Po chwili odnalazłem linę spuszczoną w przerębel. Z góry oświetlał ją strumień światła.


Po powrocie do domu w Chałupach opowiedziałem przyjaciołom o tym co zdarzyło się pod lodem. Gdy wspomniałem o Cieniu, z uśmiechem aprobaty pokiwali głowami. Uwierzyli jednak w mój Cień gdy im opowiedziałem, że gdy byłem małym dzieckiem i wędka wypadła mi z ręki gdy  łowiłem ryb z balkonu pierwszego piętra to skoczyłem za nią i spadłem pupą na kamień. To było mocne wstrząśnięcie dla  mojej głowy . Dodałem, że  jako ośmiolatek włożyłem głowę do wojskowego kotła gdy opadała pokrywa. A jako dwunastolatek jadąc na łyżwach upadłem i uderzyłem brodą w kamienną ławkę. Na dodatek w szkole oberwałem piórnikiem w głowę  za złe zachowanie. 

Przy kolacji i toastach za zdrowie wszystkich ryzykantów, za roślinki i robaczki doszliśmy do wniosku, że uderzenia w głowę nie koniecznie muszą być negatywne dla osobowości i pracy naszych zmysłów. U mnie i jak się okazało u moich przyjaciół  różnego rodzaju wstrząsy głowy  spowodowały inne  spostrzeganie świata. Nie namawiam rodziców i opiekunów  pisząc to, do bicia swoich pociech po głowie. To wykluczone!! 

Co ciekawe,  po kilku głębszych kieliszkach wyśmienitej nalewki przyznaliśmy, że będąc dziećmi spostrzegaliśmy w naszych domach  duchy. W dorosłym zaś życiu uwierzyliśmy w Cienie, które opiekują się nami. 

Poczułem się swojsko. Nie jesteśmy więc sami na tym świecie. Blisko, najczęściej w sytuacjach zagrożenia,  pojawiają  się Cienie i ratują nas z opresji, w które wpadamy nieświadomi niemiłych konsekwencji. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEŚNICZY, LEŚNICZYNA I DUCHY

Bóg stworzył pożywienie, a diabeł kucharza

Czy odkryłeś, kto umiera, kiedy się umiera?