PROFESOR - Okruchy Prawdy

PRPROFESOR

Był to czas „partyjnych towarzyszy” do których nie należałem. Po raz któryś wyleciałem z pracy bo nie spodobałem się szefom: „Nie chce pan objąć tej odpowiedzialnej funkcji więc czas na emeryturkę mój drogi. Przecież pan widzi, że nasz kraj się harmonijnie rozwija, a pan odmawia współpracy z nami.” 

No cóż, proponowana funkcja była z listy samobójczych. W wyobraźni zobaczyłem jak powiewa na moim życiowym statku kodowa flaga – podążasz ku zagładzie, zmień kierunek! Więc zdecydowałem: „Ster prawo na  burt” i zostałem za burtą, bez pracy, bez pieniędzy, w mgle uczuć i w umysłowym sztilu.

Była to czas jesiennych wichur. Następnego dnia, o rannej porze, poszedłem do Królewskich Łazienek by dogłębnie i w spokoju przemyśleć sytuację. Jaki teraz zawód wybrać? Czym się zająć żeby nie zgłupieć z bezczynności i nie głodować? Bo ku przestrodze znane porzekadło powiada: „Leniwy umysł to pracownia diabła” , a drugie porzekadło ironizuje: "Najlepszym lekarstwem na głód jest najeść się do syta."

Siadłem na ławeczce, przy restauracji Belvedere, przy jednym z lekko uchylonych okien. Niech coś się dobrego zdarzy tu i teraz bo szlag mnie trafi – pomyślałem. Po kilku minutach, rzeczywiście, zdarzyło się, że spotkałem interesującą kobietę. Przysiadła koło mnie i po krótkiej rozmowie, poprosiła mnie żebym podsłuchał rozmowę, która toczyła się we wnętrzu restauracji. Wytłumaczyła, że to załatwi moje wszystkie problemy. Ale najpierw tajemnicza ta kobieta zaprosiła mnie na wspólne nurkowania na Morzu Czerwonym gdy wspomniałem, że jestem instruktorem nurkowania i szukam pracy. Odchodząc, z uśmiechem stwierdziła, że ma jasnowidzące zdolności i nic nie zdarza się przypadkiem a na pewno nie to , że znalazłem się tu na ławeczce i los dał mi możliwość zrobienia w życiu czegoś dobrego .

Oto streszczenie tej podglądanej i podsłuchanej rozmowy wraz z informacjami, które potem uzyskałem w internecie: Przy stoliku obsługiwanym przez kilku kelnerów siedział honorowy gość – jasnowidz Janusz Skroker. Fotele obite były materiałem w tęczowych kolorach a za oszkloną ścianą silny i porywisty wiatr tworzył wirujące kształty ze zrywanych z drzew liści, przesuwając je chaotycznie po alejkach i kwietnikach. Moc wichury wyładowywała się na potężnych krzewach , otaczających budynek restauracji. Wiatr i wiry trzęsły krzakami i Skrokerowi patrzącemu na nie przyszło skojarzenie ze stadem chichoczących misiaczków koala. Skroker miał około 80 lat, władał biegle siedmioma językami, w przeszłości zdobył wiele prestiżowych nagród w kilku odległych od siebie dziedzinach naukowych i artystycznych. Był poetą, malarzem, muzykiem i wybitnym fizykiem. Miał w swoim naukowym, olbrzymim dorobku nagrodę Fundacji Einsteina, którą najbardziej cenił ze wszystkich innych nagród. Miał też wielu dostojnych przyjaciół na całym świecie , w tym również prezydentów krajów z zachodu i ze wschodu. Nie poważał specjalnie prezydentów własnego kraju, ale może był już za stary albo za mądry aby ich zrozumieć, Odstraszali go dwulicowością, arogancją i ignorancją . W każdym razie nie odpowiadał na ich ponawiane zaproszenia i nie odwiedzał ich Belwederu. Siedział w białym garniturku z fasonem śródziemnomorskiego, starej daty gentlemana, ubrany tak lekko, jakby przed chwilą przechadzał się po plaży. Co prawda otaczały go zewsząd kwiaty i różnorakie palmy i wszystko by się zgadzało gdyby nie to, że był to wystrój wnętrza restauracji Belvedere w Łazienkach Królewskich. Jego siwiuteńkie, długie włosy spięte były w kucyk z tyłu głowy . Spod dużego wścibskiego nosa odrastały sumiaste siwe wąsy a srogie skłębione brwi, prawie łącząc się pośrodku czoła, zasłaniały niezwykłe niebieskie o fioletowym odcieniu , bystro i przenikliwie patrzące oczy.

To była twarz godna geniusza. Każdy kto go miałby możliwość osobiście spotkać w życiu bez wahania określiłby go od pierwszego spojrzenia: „To jest Geniusz”. Skrokera od urodzenia skazano na bycie geniuszem . W gwiazdach taką rolę miał zapisaną.

Spójrzcie. Te niedźwiadki krztuszą się ze śmiechu.- powiedział Skroker wskazując ruchem głowy i wzrokiem na krzewy za oszkloną ścianą restauracji. Ugryzł kęs zdrowego, czerwonego jabłka i uśmiechnął się do siedzącego obok  młodzieńca.

Niedźwiadki ?- zapytał zdezorientowany Peter First rozglądając się dookoła. 

 Ha! Ha! Zaraz będą z nich wielkie niedźwiedzie  – ryknął tubalnym głosem milioner Lew Rich, który znakomicie wyczuwał niuanse skojarzeń Skrokera gdyż był  jego jedynym autorytetem wśród żyjących . 

Wiele lat temu połączyli się więzią więcej niż rodzinną. Skroker był Mistrzem a Lew Rich Uczniem Towarzystwa Teozoficznego z siedzibą w Indiach.

Hm! Niedźwiadki! Lew przyjacielu. Nie kpijcie ze mnie, proszę - sapał First .

Ależ kochany!- ryczał dalej Lew – Profesorowi chodzi o te tłuściutkie i ogromniaste krzewy poruszane uderzeniami wiatru.

 A cha! Rzeczywiście… I z czego one się chichoczą? Jeśli można zapytać. – zainteresował się First

Jasne synu. Z nas się chichoczą mój kochany. Z nas ludzi. – spokojnie odpowiedział Skroker, Chichocząc zrzucają z siebie zgniliznę aby otworzyć się na nowe liście. Na nowe życie. Biorą impet wichury na siebie. Są wdzięczne nawałnicy i przyjmują ją z pokorą nawet narażając swe gałązki na zniszczenie. Oczyszczają się mój synu. Przez wielkie oczyszczenie w wirach życia rodzi się w każdej istocie zmiana, rozwój, geniusz. Uczniowie Arystotelesa błagali los o porażki by móc się rozwinąć. Drzewa dziękują ukłonem wichurze prosząc by strząsnęła z nich gnijące liście. A wiecie co wykombinowali naukowcy? Urządzenia z okularkami i słuchawkami do rozwoju w relaksie! Myślą , że wystarczy kilka razy wejść w stan alfa i uzyskać oświecenie. Drogi panie First, w oświecenie!? To oszustwo. Forma narkotyku. Łatwizna. Draństwo kombinatorów a z drugiej strony naiwniactwo. To takie śmieszne uważać , że do wyższego poziomu rozwoju można dojść tak mechaniczną drogą korzystając tylko z ogłupiającego światła i dźwięku. Budda, Chrystus, Lao Tzu i Chuang Tzu, i inni pękają pewnie ze śmiechu, jeżeli można by tak powiedzieć. Naukowcy zapomnieli, że nie da się wejść w wyższe światy i wyższe zdolności bez pełnej czystości moralnej. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego i zadbaj o prawość w sercu swoim. 

Tak młodzi przyjaciele. Usuńcie ze swojej osobowości złość, gniew, zazdrość i nienawiść i pragnienia władzy, sławy i pieniędzy tak jak zrobił to Budda i inni mędrcy. 

W następnej godzinie tego spotkania rozmawiano o duchowych i naukowych sprawach, obu Testamentach, teozofii, genetyce, kosmosie i ludzkiej kondycji. Kelnerzy nie zapominając o swoich powinnościach, na życzenie profesora  i za zgodą właścicielki Belvedere przysiedli się do stolika i włączyli do rozmowy. Popijano wyszukanymi sokami i kryształowo czystą wodą, gryziono owoce ze wszystkich stron świata. Była to najwspanialsza , świąteczna, wegetariańska ranna uczta. 

Jednak dla kobiety , o której wspomniałem na początku, ważniejsza była odpowiedz co działo się wtedy w świecie wewnętrznym biesiadników podczas tego spotkania. A działo się dużo i to ważnych spraw.

 Profesor Skroker był uznanym w Teozoficznym Towarzystwie jasnowidzem. Był uczniem potężnego jasnowidza C. W. Leadbeatera. Okazało się, że rzeczywiście byłem w stanie czytać wiele myśli tego znakomitego człowieka. Chociaż już teraz wiem, że profesor zdawał sobie sprawę z mojej obecności i sam te myśli do mnie wysyłał .

A więc, Skroker, w czasie kiedy prowadził rozmowę, jednocześnie przejrzał cały życiorys Firsta: jego emocje i myśli, jak w filmowym serialu. W myślokształcie umieszczonym koło głowy Firsta obejrzał jego poskręcane drogi życia. Siedząc w tęczowym fotelu prześledził teraźniejszość , przeszłość i przyszłość zwinięte razem w Tu i Teraz w jakiś kosmiczny CD- ROM . Przed jego wewnętrznymi, jasnowidzącymi zmysłami, przepłynęła w szalonym mentalnym tempie historia niezwykle ciekawa i co najważniejsze prowadzącą, przy pewnych modyfikacjach, do wspaniałego finału. Finału w którym uzyskuje się jak to zwykł określać, rozwiązanie najlepsze dla wszystkich zainteresowanych. Do finału , który chociaż jest tylko etapem w całości Wielkiego Rozwoju Życia  ale wnosi wielki postęp w rozwój i jedność istot na Ziemi. 

Profesor postanowił włączyć się do akcji. Miał do wyboru; zostawić sprawy normalnemu biegowi i spokojnie je kontrolować lub przyśpieszyć i tak nieuchronny rozwój wypadków. Iluzjonista swoje cuda robi wyćwiczonym trickiem, prezydent- naciśnięciem guzika, ale mędrzec robi to mocą wypowiedzianych słów a najczęściej potęgą myśli trafnie i nieomylnie ześrodkowaną w sedno sprawy . Skroker przerwał miłą rozmowę wielkim westchnieniem i patrząc przenikliwie w oczy Firsta nieoczekiwanie powiedział:

Panie First! Jest pan genialnym informatykiem. Ten wspaniały talent może pan użyć z pożytkiem dla siebie i dla całej ludzkości. Obecnie ma pan jednak myśli , że tak powiem bardzo przyziemne. Pewna kobieta o imieniu Sylwia to pana problem. Prawda panie First? 

Peter First siedział w milczeniu . Był kompletnie zaskoczony. Sprawa z Sylwią była tylko jego tajemnicą. Słowa i wzrok Skrokera dosłownie wtłoczyły go w fotel. Nie był w stanie wydusić z siebie głosu.

Panie First! Bardzo pana proszę , żeby pan teraz zadzwonił do niej , chyba się nie mylę jeśli chodzi o jej imię. Razem z panem Lwem porozumcie się nią i zabierzecie w podróż …hm…tam gdzie ona sama wymyśli i wskaże. Proszę mnie nie pytać o szczegóły panie First . Pan Lew pokryje wszystkie koszty tej …hm ..przypuśćmy rocznej wyprawy. To bardzo ważne panie First . Ważne dla nas wszystkich . Zebrani w milczeniu obserwowali jak Peter First posłusznie wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i po chwili oczekiwania uzyskał połączenie. Gdy First rozmawiał, profesor przeprosił zebranych i wszedł pomiędzy palmy wyrastające z wielkich donic ustawionych pod ścianami restauracji , W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej. 

Za oknami podmuchy wiatru przeistoczyły się w groźny huragan. Zaćmienie wschodzącego nad drzewami słońca stało się całkowite. Potężne uderzenia wiatru próbowały wyłamać okiennice a moc huraganu wtargnąć do środka. Kilku zebranym, po kręgosłupie przebiegł dreszczyk zgrozy i wtedy rozległ się chrapliwy głos papugi Pukpuk, ulubienicy personelu: 

 „Do broni! Ruscy idą. Do broni! ” .Zebrani ryknęli śmiechem a najgłośniej śmiał się Lew Rich. Tylko on wiedział kim naprawdę jest Skroker i gdzie przed chwilą odszedł. 

Wspólny śmiech rozładował burzowe napięcie w sercach i w przyrodzie. Wichura jakby odeszła gdzieś dalej. Lew uśmiechnął się i zapytał używając znany koan: „Moi kochani, czy ta wichura jest na zewnątrz , czy tylko w naszych głowach? Czy to krzewy za oknem czy to wiatr się porusza? A może to tylko nasze myśli się poruszają? Wirują, kotłują, lecą.

I Lew Rich zaśpiewał przez siebie niedawno skomponowana piosenkę. Oto jej słowa :

Wirują, kotłują , lecą

Młócą, katują, nie chcą

Być zefirkiem, pasatem

Bo dla Złego są bratem

Cyklony, huragany, orkany, tajfuny

Niże, wyże , trąby z dołu i z góry

Znam waszą słabość i lęk spirali

Walec Miłości was zniszczy

i moc waszą obali.

Lew  śpiewając tą trochę posępną pieśń pogromców wichrów nie do końca zdawał sobie sprawę z genialnego pomysłu tkwiącego w słowach ” walec miłości zniszczy lęk spirali”. Słowa podpowiedziała mu podświadomość ale autorem pomysłu był zupełnie ktoś inny. Profesor Skroker w swoim jasnym widzeniu, przechadzając się po skalistym brzegu Wyspy Delfinów leżącej na morzu Czerwonym, rozmyślał o czasoprzestrzeniach Einsteina. Tę wiedzę połączył z drugim prawem hermetycznym „Jak na górze, tak i na dole, jak na dole, tak i na górze”. Prześledził też proces uwalniania energii ognia w wiejskim piecu z kominem i ujrzał jak energię ulewy spadającej na wiejski dach, ujarzmia zwykła rynna. Potem sięgnął do kronik Akashy i prześledził ludzkie myśli na temat wirów i spiral w zetknięciu ze wszystkimi żywiołami . Gdy to wszystko uczynił doznał olśnienia:

I  wtedy wysłał drogą telepatyczną do swoich uczniów słowa tworzenia –WALEC MIŁOŚCI. A ponieważ był nie pozbawionym humoru jasnowidzem, do słów dołączył, tak jak haker do programu komputerowego dokłada wirusa, a poczytne dzienniki reklamy, obrazy tego co właśnie ujrzał w głębinie morza patrząc ze skały na której przysiadł . Na głębokości około 30 metrów, wrośnięty w rafie koralową wraz z bezcennym ładunkiem złota i innych bogactw, leżał stateczek królowej Hatszepsut – jedynej kobiety piastującej funkcję Faraona w Egipcie . Stateczek zatonął w tym miejscu podczas sztormu, który rozszalał się kiedy niewielka flota wracała z bogactwami z legendarnej krainy Punt. Tym bogactwem królowa miała przekonać swoich poddanych o swoim boskim pochodzeniu.

Tej nocy, podczas snu, Lew odebrał genialny pomysł z „Walcem Miłości” wraz z sekwencjami obrazów historii zatonięcia stateczku przy koralowej wyspie. Poznał kształt wyspy, ale nie wiedział gdzie ona się znajduje. Poznał słowo tworzenia „Walec Miłości” , ale nie wiedział jak i gdzie ma go użyć. 

A co u mnie się zdarzyło?

Kilka godzin po powrocie do domu posłaniec przyniósł mi lotniczy bilet na popołudniowy lot do Hurghady. W samolocie siadłem koło  kobiety, którą spotkałem w Łazienkach Królewskich. Przedstawiła mnie panom Rich i First. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEŚNICZY, LEŚNICZYNA I DUCHY

Bóg stworzył pożywienie, a diabeł kucharza

Czy odkryłeś, kto umiera, kiedy się umiera?