MATRIX


Część 1 MATRIX


W zderzeniu z niebezpieczeństwem poszerza się nasza świadomość. Odmienność fizycznych warunków wodnych głębin zmusza nasze zmysły do intensywnej pracy. Nasze ciało i psychika, po niewielkim treningu, znakomicie radzą sobie pod wodą z nieważkością, odmiennością w widzeniu, z dotykaniem i słyszeniem. Taka jest w nas elastyczność osobowości i budowy ciała. Czy to nie jest jeden z dowodów, że jesteśmy w głębi swego jestestwa kosmitami i podróżujemy po całym Nieboskłonie odwiedzając to tu, to tam ciekawe planety? Może jest tak, jak twierdzą delfiny, że przybyliśmy razem z nimi na Ziemię z gwiazdozbioru Syriusza? Jednak, oddychanie sprężonym powietrzem, zmieniając parametry życiodajnej krwi, wywołuje niecodzienne stany umysłu. Z podświadomości, w głębinach wód, w kosmosie, w niezwykłych fizycznych i psychicznych warunkach, jak z worka Pandory, wynurzają się lęki, i wtedy przejmują władze nad nami przerażające senne straszydła. Po powrocie do domu uważajcie na swoje sny kochani. – pół serio pół żartem powiedziałem na pożegnanie.

“Lubię przyglądać się burzy. Odwiozę ich i wrócę. Opiekuj się kotem!”– szepcze do mnie dziewczyna, kiedy całuję ją w policzek i odprowadzam do czekających w samochodzie uczestników nurkowego kursu. Macham ręką na pożegnanie.

Nad jeziorem Studziennicznym i okolicznymi lasami zalegają ciemne, zwaliste, burzowe chmury. Zachodzi słońce. Robię kilka pożegnalnych zdjęć. Skończyło się szkolenie w nurkowej bazie “BIG BLUE”. 

Zostaje sam na leśnej polanie. Schodząc po schodach do przystani zauważam pajęczynę rozwieszoną pomiędzy konarem sosny a wyschniętą gałęzią. Obchodzę drzewo kilka razy by znaleźć dobrą pozycję do wykonania zdjęcia. W kroplach deszczu, tkwiących w śmiercionośnej sieci, udaje mi się odnaleźć tęczowe odbicie zachodzącego słońca. Podczas mojej krzątaniny, wielki pająk. zajmujący centralne miejsce w sieci, zastygł w bezruchu.

“Na ofiarę czekasz braciszku? Czekasz na tylko sobie znane drgnięcie?– Ty zachłanny głodomorze.” – mówię na głos lekko naciskając palcem delikatną, tęczową sieć. “Tęcza przed burzą? Dziwne. Żar ostatniego papierosa skazańca?”

Ustawiam kadr i robię zdjęcie. Wsiadam do pontonu by po chwili, już w strugach deszczu, cumować do burty jachtu. Szarość wieczoru przechodzi w ciemność nocy. Jachtem rzuca na fali. Wiatr wzmaga się. W kajucie wita mnie szary perski kot Peri. Mruczy i wtula się w moją szyję kiedy kładę się w koi. Obaj przeczuwamy zbliżającą się nawałnicę. “Na rubieżach zanikają utarte drogi, a na krańcach poznania myślenie zawodzi.” - jak na ekranie komputera pojawia się napis w mojej wyobraźni.

Przenikam przez pomarańczowe źrenice szeroko otwartych kocich oczu i jestem w ezoterycznej sieci wiecznego życia – w Matrix. “Czyżbym odnalazł bramę do spokojniejszego świata? Gdzie naprawdę jest mój dom, bo przecież nie na tym rozhuśtanym falami jeziorze?” – zasypiając, w świat snu, wysyłam pytania.

Krótki błysk światła i suchy wystrzał pioruna przywracają mi świadomość. Głęboko oddycham. Wyciągam kota spod koszuli. Wbił się pazurkami w moje ciało. Jego pomarańczowe oczy żarzą się lękiem. Słyszę łomot skrzydeł, wielki plusk, i pojękiwania podobne podniesionemu, wściekłemu, starczemu gderaniu. Wystawiam głowę z za zejściówki mesy. Na zewnątrz panuje upiorna ciemność. Po oczach zacina deszcz. Twarz oblepiają mokre liście. Obrywam w głowę skrzydłem. W świetle błyskawicy spostrzegam ptaka, przypominającego kształtem dzioba sępa. Obok trzepoczą inne.

“To Harpie!” - błyska mi w głowie. “Zgadza się, to Hades!”- ironicznie chichocze Intelekt. Umysł uwikłany w senne wizje znajduje w końcu racjonalne wyjaśnienie. Na jacht zwaliła się wysoka, nachylona nad wodą brzoza z siedzącym na niej stadem kormoranów. Słyszę uderzenia o wodę skrzydeł startujących do lotu ptaków. Spycham drzewo za burtę. W błysku pioruna widzę nisko pędzące chmury. Dookoła pobłyskują białą pianą jeziorne grzywacze. Burza przetacza swe cielsko nad jeziorem. Jest groźna, ale i piękna.

“Na zimne dmuchaj” a i “Licho nie śpi” – mówią ludowe przysłowia. Nie lękam się burzy i bardzo się mylę. Ta burza jest zachłanna jak ten pająk.  Myśląc o dziewczynie, tęczy, domu, nie odczytałem ostrzeżenia, przegapiłem “pajęczynowy sygnał” . Przegapiłem go omamiony myślą o czekających mnie przyjemnościach. Straciłem jasność osądu, wolność wyboru, przestałem być kowalem swego losu, i niepomny przestrodze: “Nie podlegaj gwiazdom, sam układaj je w szczęśliwe konstelacje”, niebezpiecznie zbliżyłem się do nieznanych mi węzłów w sieci zdarzeń - w pajęczynie życia. 

Uderzenia fal o burtę jachtu nie dają mi zasnąć. Mam dość hałasów. „Przed spotkaniem z dziewczyną przyda mi się chwila spokoju.” – myślę. W kajucie odnajduję i zakładam na siebie suchy nurkowy skafander. Wciskam kota głęboko w koję i otulam wełnianym kocem. Na chwilę kładę się przy nim. A on zaczyna mruczando - pełną tajemnej mocy kołysankę, wymyśloną zapewne przez jego egipskich przodków i nieustannie tworzoną i poprawianą przez wszystkie koty świata. To mruczando jest kluczem do ezoterycznego świata. Potulnie przekręcam klucz i otwieram Bramę do Wyobraźni.

Na pokładzie zakładam resztę nurkowego wyposażenia. Otwieram zawory butli, napełniam kamizelkę powietrzem, ustnik oddechowego automatu zaciskam w zębach, naciągam maskę na twarz, przytraczam podwodną lampę do przegubu ręki i skaczę do wody. Dopływam do pomarańczowej boi wskazującej miejsce zanurzonego pod nią podwodnego pomostu. Trzymając się boi, przez szkło maski i zacinający deszcz, ledwo dostrzegam zapalone światła w kabinie jachtu. Rozglądam się dookoła. To co widzę zapiera dech w piersiach. Tak mogłoby wyglądać piekło. Żywioły zwarły się w śmiertelnym uścisku. Szaleństwo natury, omamy narkotycznej wyobraźni? 

“Co na dole to na górze? Czy to są żarty Natury?” 

Na górze: czarne strzępy porozrywanych wichurą chmur gnają bezrozumnie ku zderzeniu i zagładzie. A na dole: chaotyczne, uderzenia porywistego wiatru wściekłe smagają wypiętrzone grzywacze. 

“A w Niebie tak jak i na Ziemi. I to też są żarty?”. 

W Niebie: chmury pełne krwistej czerwieni i zimnego fioletu rozżarzane od wewnątrz przez przerażające fajerwerki splątanych z sobą błyskawic. A na Ziemi: grzywacze upiornie migoczące srebrem, wzbijane ku niebu porywami wiatru i splątane pasmami piany poskręcanymi w warkocze. 

Mam dość tego widoku. Zapalam lampę. Wypuszczam unoszące mnie na powierzchni powietrze z kamizelki i zanurzam się. Nurkuje wzdłuż liny kotwiczącej boje. Po chwili opadam na podwodny pomost i siadam wygodnie w fotelu. Ogarnia mnie cisza i spokój. Mam nadzieję, że jak zwykle, w głębinie, odnajdę odpoczynek, przeczekam atak burzy, uwolnię umysł od chaosu myśli, poczuje istotną samotność, odkryje i odnajdę siebie. W tym podwodnym świecie czuję się bezpieczny.

Pomost zakotwiczony jest w toni, na piętnastu metrach głębokości. Umieszczony na nim jest stolik, cztery fotele oraz skrzynia do chowania przeróżnych przyborów do ćwiczeń. Otwieram wieko skrzyni i odnajduje pudełko z szachami. Rozstawiam pionki i figury i zaczynam grę. Gdzieś nade mną gromowładną rapsodią straszy Monstrum z otchłani snu. A tu w głębinie, oddzielony kilkunastu metrową warstwą wody, odczuwam kosmiczną ciszę i błogi spokój. Wygaszam w sobie emocje. Odprężam ciało. Wyostrzam uważność umysłu. Kładę zapaloną lampę na stole oświetlając szachowe figury.

W półcieniu, w fotelu na wprost mnie, zasiada Jasna Postać - Intuicja. Gra w szachy to gra wyobraźni i jasnowidzenia. Mój Intelekt docieka, przewiduje, stawia hipotezy, weryfikuje je, wraca do źródeł, przegląda, sprawdza, modeluje, stymuluje, symuluje. A Intuicja zna prawdę – posiada dar bezpośredniego poznania. Trafne wybory dokonuje bez wahania.

Ciąg dalszy część 2

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEŚNICZY, LEŚNICZYNA I DUCHY

Bóg stworzył pożywienie, a diabeł kucharza

Czy odkryłeś, kto umiera, kiedy się umiera?