NA ROZDROŻACH - Okruchy Prawdy




NA ROZDROŻACH


„Na rozstajach dróg stoi dobry Bóg i wskazuje drogę”


Powietrze jest parne. Od samego rana zanosiło się na burzę. Wjeżdżam w głąb puszczy. Trafiam na   nieznaną mi ścieżkę. I jak zwykle podczas jazdy autem prowadzę wewnętrzny dialog:

Powiedz mi, co cię gna w głuszę? Skąd ta potrzeba w niej samotności? Może gonisz za spokojem, za  miłością do Natury, do jej piękna?Miłość obrałeś jako cel życia? Chyba żartujesz! Wiesz przecież, że najczęściej profanujemy uczucie miłości. Kochamy mózgiem, nie sercem. Intelekt wywodzący się z umysłu może się zmieniać i dopasowywać, ale nie miłość. Intelekt może stać się nieprzystępny i niewrażliwy na cierpienie, ale miłość tego nie zdoła. Intelekt potrafił zawsze wycofać się i zabezpieczyć a miłości nie można do niczego przystosować, nie da się jej zamknąć w żadne opłotki i niczym zabezpieczyć. Smutek naszego życia polega na tym, że nazywamy miłością to, co właściwie należy do intelektu. Przepełniamy serce tym, co pochodzi z dziedziny myśli więc serca nasze są wciąż puste, głodne i przez to często chore. I stąd ta bezsensowna gonitwa i podróże i ten chaos myśli? 


I nagle w auto uderza potężny podmuch wiatru. Hamuje przed walącym się na ścieżkę drzewem. Bębni o dach gradem. Wiatr trzęsie samochodem. Za przednią szybą wirują zerwane liście i gałązki z drzew i z krzewów. Otaczające drzewa znikają ze strugami gradu. Coraz szybciej pracują wycieraczki.  Ich jednostajny szum łączy się z odgłosami wiatru i deszczu. Uwielbiam takie chwile. W aucie jest ciepło i bezpiecznie. Zapadam w  błogość snu.


Pod rozświetlonym przez promienie słońca drzewem, leży kobieta w powiewnej sukience.  Gdy podchodzę do niej otwiera oczy i siada opierając się o konar. Wpatrując się we mnie z rozbawieniem mówi:. Czekam tu na ciebie. Nie spieszyłeś się. Nie ładnie, nie ładnie.


W głowie błyskają mi ostrzegawcze myśli: Jeśli pójdę za nią, mogę narobić wielkiego bigosu w świecie w którym jestem. Uważaj Marcinie! Kobieta ta jest ze snu. Ona nie jest dziełem Stwórcy. Zmaterializowałeś ją uparcie o niej myśląc i jest doskonała. Ale twoje myślenie w śnie może okazać się powierzchowne. Stworzyłeś jej ponętną postać zewnętrzną. Ale co wiesz o jej uczuciach zamiarach?


A kobieta, zerkając na mnie z rozbawieniem, poczęła zbierać poziomki i wkładać je do szklanego dzbanka. Gdy dzbanek zapełnił się – podeszła do mnie, przytuliła się, pocałowała w policzek i szepnęła wtulając się we mnie:

Czytam w twoich myślach. Podążaj za mną bez obaw a nie pożałujesz.  Całe jej ciało pachniało poziomkami. Tuż za sobą

usłyszałem  kroki, i wibrującym, tubalnym, ale i radosnym głosem wypowiedziane przywitanie:

Witam! Witam! Córeczkę! I witam pana – wędrowcze.

Poczułem mocne klepnięcie po plecach i gdy obróciłem się stanąłem twarz w twarz z roześmianym, potężnym starcem. Twarz okalała mu siwa broda.  A jego wesołe, niebieskie oczy, wpatrywały się we mnie uważnie. Na głowie miał kapelusik z piórkiem , a na ramieniu   przewieszoną skórzaną torbą.

A cóż to pana sprowadziło w te ostoje leśne? Zapytał ze śmiechem starzec i dłonią wielką jak bochen chleba, uścisnął moją dłoń, instynktownie wyciągniętą w obronnym geście. Uczynił to tak silnie, że aż przykucnąłem. Gdy starzec dowiedział się, że zajmuję się fotografią przyrody zwrócił się do córki:

Sama widzisz kochanie! Nic nie zdarza się przypadkiem. To takie zadziwiające i zastanawiające, kiedy to trzy osoby spotykają się nieoczekiwanie  w lesie. Biegnij, kochanie do domu i przygotuj śniadanie. A my tymczasem wolniutko przespacerujemy się i porozmawiamy.

Gdy dziewczyna znikła za zakrętem dróżki, starzec objął mnie ramieniem i zapytał: Porzucił pan miasto, prawda?

Ma pan racje - odpowiedziałem - Jakiś czas pracowałem naukowo. Czułem życiowy zamęt i stres. A choć nie jestem już młody, ogarnęło mnie zniechęcenie. Widziałem wokół siebie własne pokolenie, ludzi zdesperowanych, zgorzkniałych, wdziałem okrucieństwo, hipokryzję, kompromisy, asekuranctwo. To moje pokolenie niczego nie ma do zaoferowania i niczego od nich nie chcę. Zapragnąłem żyć życiem bogatym, pełnym treści. Z pewnością nie chcę pracować w biurze i utrzymywać zdobytą pozycję, wiodąc tą bezkształtną, bezsensowną egzystencję. Czasem płaczę nad samotnością i pięknem odległych gwiazd.

Przysiedliśmy na konarze zwalonego drzewa. Zapachniało żywicą. Czas jakiś siedzieliśmy w ciszy, a powiew wiatru poruszał sosnami.

Poszukujesz więc prawdy o życiu ? Chcesz żyć pełnią życia? 

Drogi chłopcze! Lot skowronka i orła nie pozostawiają śladów; naukowiec, podobnie jak każdy specjalista, ślad pozostawia. Można iść za naukowcem krok za krokiem i dodać kolejne kroki do tego, co on odkrył i zgromadził. Wiadomo, lepiej lub gorzej, dokąd to wszystko prowadzi. Ale prawda to coś zupełnie innego; ona rzeczywiście jest krainą bez dróg; być może leży na następnym zakręcie tej ścieżki, a może tysiące kilometrów stąd. Musisz iść nieprzerwanie, a wówczas znajdziesz ją tuż obok. Jeśli jednak zatrzymasz się, by wytyczyć drogę dla siebie lub innych lub po to, by zaplanować tą własną drogę życia, to prawda nigdy się do ciebie nie zbliży.

Więc co w życiu jest warte zachodu? Więc w co uwierzyć? - zapytałem.

Uwierzyć? Jeśli przyniesiesz do domu patyk, położysz go na półce i będziesz co dzień kładł przed nim kwiat, to po paru dniach nabierze on dla ciebie ogromnego znaczenia. Tak tworzy się wiara a z niej miedzy innymi religia. Umysł może nadać sens wszystkiemu, ale sens, jaki on nadaje, jest sensu pozbawiony.

Więc żyć nie określając celu, żyć bez celu?

Mój drogi, pytanie o cel życia jest niczym oddawanie czci patykowi. Tragedia polega na tym, że umysł wciąż wymyśla nowe cele, nowe sensy, nowe radości i ciągle je niszczy. Nigdy się nie uspokaja. Ale umysł, który ma w sobie bogactwo ciszy, nigdy nie szuka czegoś poza tym, co jest. Zadbaj o taki umysł dla siebie.

Więc co można uczynić by choć trochę mieć radości z życia? Jak zadbać o czystość umysłu?

Trzeba być jednocześnie orłem i naukowcem, wiedząc, że jeden z drugim nigdy się nie spotkają. To nie znaczy, że żyją w różnych światach. Obaj są niezbędni. Ale gdy naukowiec chce stać się orłem, a orzeł pozostawia odciski pazurów, świat pogrąża się w niedoli. Zachowuj zawsze swą czystość i związaną z nią bezbronność. To jest jedyny skarb, który człowiek mieć może i musi pielęgnować dzień po dniu.

Bezbronność? Czy jest to jedyny bezcenny klejnot, który można znaleźć?

Mój Drogi! Nie ma bezbronności bez czystości. Choćbyś miał tysiące doznań, tysiące razy się uśmiechał i wylał tysiące łez, to jakże umysł może być czysty, jeśli nie umrzesz i tego wszystkiego się nie wyzbędziesz? Tylko czysty umysł pomimo tysięcy swych doznań – może ujrzeć prawdę. A jedynie prawda czyni umysł bezbronnym, czyli wolnym.

Powiada pan, że nie można ujrzeć prawdy, nic będąc czystym, a nie można być czystym, nie ujrzawszy prawdy. Czy to nie jest błędne koło?

Czystość umysłu może zaistnieć tylko wtedy, gdy umiera dzień wczorajszy. Ale my nigdy nie umieramy, nie wyzbywamy się przeszłości. Zawsze pozostaje nam jakaś resztka, strzęp dnia wczorajszego. Właśnie to sprawia, że umysł pozostaje więzieniem czasu. A zatem czas jest wrogiem czystości. Człowiek musi każdego dnia umierać, wyzbywać się wszystkiego, co umysł pochwycił i czego się trzyma. W przeciwnym razie nie ma wolności. Gdy istnieje wolność, istnieje bezbronność. One nie następują po sobie—to wszystko stanowi jeden ruch, zarówno pojawianie się, jak i przemijanie. Naprawdę czysta jest pełnia serca.


Zamyśliłem się. Leśniczy wstał: Chodźmy. Śniadanie już pewnie na nas czeka i czeka moja córka, którą pan spotkał. Założę się, że nie przypadkowo. Powiedział to zerkając na mnie i uśmiechając się porozumiewawczo. Po chwili zapytał: Wierzy pan w miłość od pierwszego spojrzenia?

Nie odpowiedziałem. Poczułem jak miłość do spotkanej dziewczyny wypełnia moje serce. Czy aby to moje serce jest czyste? – pomyślałem.


Szliśmy jakiś czas w milczeniu wsłuchując się w odgłosy lasu. Po chwili marszu usłyszałem szum spadającej wody. Weszliśmy na mostek będący równocześnie jazem dla rzeczki wypływającej z niewielkiego jeziorka. Za mostkiem, na  wzniesieniu, stał drewniany dom. Zapachniało pieczonym chlebem – poczułem głód . Ten zwyczajny i ten uczuciowy – miłości.

Pod oknami domu rosły malwy. Wnętrze było przestronne i zalane strumieniami światła  padającego z dużych, otwartych okien. Meble jadalni były masywne – dębowe. Rzucał się w oczy ogromny stół nakryty białym obrusem i wielki oszklony kredens. Wszędzie w doniczkach rosły, a w wazonach stały, leśne kwiaty. Ale dominującym zapachem jadalni był zapach poziomek. Szklany dzban pełen poziomek stał na wysuniętym blacie kredensu.

Marze o takim deserze! O dużej misce poziomek z bitą śmietaną! – pomyślałem i poczułem wielki głód i pragnienie.

Obmyliśmy ręce i siedliśmy do stołu. Potrawy były proste i wybornie smakowały:  biały ser, masło, miód, pomidory, ciemny chleb. Ale zaczęliśmy ucztę od jajecznicy usmażonej na cebulce i posypanej drobno pokrajanym szczypiorkiem. Jedliśmy z apetytem i w milczeniu , popijając delikatną nalewką z poziomek. Jeden tylko moment tego przyjęcia był dla mnie zaskakujący. Piękność, która siedziała na wprost mnie, nagle, dotknęła mojej stopy swoją bosą stopą i patrząc zalotnie w moje oczy przesunęła stopę ku górze. Pomyślałem o poziomkowym deserze i uśmiechnąłem się do niej.

Po śniadaniu siedliśmy przed domem w przewiewnej pergoli , w cieniu liści winogron obrastających jej ściany i sufit . Starzec przyniósł ze sobą dzban nalewki. Gdy rozsiedliśmy się wygodnie w wiklinowych fotelach, dziewczyna przyniosła nam w filiżankach aromatyczną kawę i w dzbanuszku śmietankę do niej. Dookoła pergoli rosły różowe firletki.


 Jeżeli staniesz się ekspertem znającym się na firletkach, zrozumiesz świat - powiedział starzec – widocznie zauważając, że piękno pola firletek zrobiło na mnie duże wrażenie. Jeżeli oddajesz się temu, co robisz, z poświęceniem i miłością, i godzinami skupiasz się niezależnie od tego nad czym, w końcu zrozumiesz świat – kontynuował zapalając fajkę – Możesz zobaczyć świat w ziarnku piasku, a wieczność w mgnieniu oka.


Córka starca przyniosła poduszkę i ułożyła ją pod jego plecami. Siadła obok mnie na fotelu i położyła rękę tak, że dotykała mojej. I znów z wielkim pragnieniem, wręcz żądzą, pomyślałem o misce pełnej poziomek i bitej śmietany. Starzec wypuścił z ust kilka kółek dymu i powiedział:

A więc jeśli nadal czekasz, aż w twoim życiu wydarzy się coś znaczącego, może nie wiesz, że najważniejszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka, nastąpiła już w jego... w twoim..  wnętrzu. Tam właśnie rozpoczął się proces oddzielania myślenia od świadomości. Wielu ludzi przeżywających pierwsze etapy procesu przebudzenia nie wie już, jaki jest ich cel zewnętrzny. Nie kieruje już nimi to wszystko, co kieruje światem. Widząc z taką wyrazistością szaleństwo naszej cywilizacji, mogą oni czuć się nieco wyobcowani z otaczającej ich kultury. Niektórzy odnoszą wrażenie, że mieszkają na bezludnej wyspie między dwoma światami. Nie rządzi już nimi ego, ale swojej rodzącej się świadomości nie zdołali jeszcze zintegrować z własnym życiem. Cel wewnętrzny i cel zewnętrzny jeszcze się nie połączyły. Rozumiesz co ci chcę powiedzieć? Prawdę mówiąc, nic z tego co powiedział,  nie zrozumiałem. Starzec zaśmiał się i nalał mi nalewkę do szklanki – do pełna. Sam pociągnął tęgi łyk prosto z dzbanka Z trudem powstrzymywałem ziewnięcia i opadanie powiek.


Nagle, zaszło słońce i zrobiło się ciemniej. Niebo zaciągnęło się burzowymi chmurami. Gdzieś za lasem zagrzmiało. Zerwał się silny wiatr i gdy spadły pierwsze krople deszczu przenieśliśmy się do wnętrza domu. Starzec ziewnął potężnie i przeprosił nas mówiąc, że dla niego czas na drzemkę. Sięgnął po dzban z nalewką. Teraz dopiero zauważyłem, ze zdziwieniem, że dzban jest znów pełen. Starzec nalał mi pełną szklankę trunku mówiąc:

Dawno nie rozmawiałem z kimś tak miłym, z kimś kto umie tak cierpliwie słuchać.

Gdy wypiliśmy i starzec odszedł, dziewczyna uśmiechnęła się do mnie:

Dobrze, że tu jesteś. Boję się burzy. Burze są takie nieobliczalne. Pozmywam po śniadaniu. Proszę, zostań aż skończy się zawierucha. - powiedziała podchodząc do mnie blisko i zarzucając ręce na moje ramiona. Poczułem intensywny zapach poziomek i zawładnęła mną żądza ich zdobycia. Zerknąłem przez ramie kobiety w stronę kredensu. Dzbanek z poziomkami zniknął.

Kiedy piękność odeszła, przysiadłem w alkowie na skórzanej kozetce. Było tu przytulnie, kolorowo i pachniało wszelkimi odmianami kwiatów wyrastających z dużych donic ustawionych pod ścianami. Zza jednej z nich dobiegało regularne pochrapywanie starca, a z jadalni, stłumione odgłosy burzy. Ułożyłem się wygodnie i natychmiast zapadłem w głęboki sen.

Po chwili poczułem lekkie szarpnięcie za ramię. Dziewczyna leżała przy mnie. Kochanie, możesz wziąć wszystko co zechcesz  i o czym marzysz. - powiedziała zalotnie patrząc mi w oczy.

Dziękuję kochanie z całego serca – odpowiedziałem. Pocałowałem ją w policzek, szybko wstałem z kozetki i udałem się do kredensu. Wyjąłem dzban z poziomkami, polałem bitą śmietaną i zacząłem biesiadę. Dziewczyna popatrzyła na mnie ze zdziwieniem  i po chwili z głośnym westchnieniem obróciła się do mnie plecami.


I wtedy obudziłem się. 

Zwalone drzewo leżało przed maską samochodu. Wyszedłem na zewnątrz. Burza odeszła już za las. Ciemne, skłębione chmury  rozstąpiły się i wtedy usłyszałem potężny głos z głębi lasu:  

Ty kretynie!


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEŚNICZY, LEŚNICZYNA I DUCHY

Bóg stworzył pożywienie, a diabeł kucharza

Czy odkryłeś, kto umiera, kiedy się umiera?