W POCIĄGU - Okruchy Prawdy


W POCIĄGU 


Gdy jedzie się pociągiem i miarowo stukają koła, a za oknem przelatują krajobrazy pełne cudów przyrody, zmęczony w końcu wzrok prosi o odpoczynek. „Gdybyś wiedział coś, w co nikt by nie uwierzył, to czy próbowałbyś to powiedzieć innym?” – przypomniało mi się pytanie z pięknego i mądrego filmu „Deja Vu”.

Przymykam oczy a niespokojny umysł przywołuje strumień przedziwnych myśli o jasnowidzach i innych światach.  Fizycy teoretyczni, mistycy i jasnowidzący w swoich poglądach na Wszechświat mają dużo wspólnego. Interesują ich inne światy w innych wymiarach. Fizycy umieścili te światy w  Hiperprzestrzeni i podali prawa matematycznie panujące w wielowymiarowości. Mistycy przeczuwają, że światy te zamieszkują myślące istoty. Jasnowidzący – te istoty po prostu widzą. 


Zasypiam a myśli płyną spokojnym strumieniem jedna za drugą. 

Może się okazać, że nie jesteśmy na Ziemi i we Wszechświecie sami, że nikt z nas nie umiera a tylko podróżujemy po wielu wymiarach ukrytych przed naszymi ograniczonymi zmysłami. W Kole Życia, któremu podlegamy, każdy koniec jest równocześnie początkiem. Umierając rodzimy się w innym wymiarze. Oczywiście Inne wymiary, inne wszechświaty przenikające nasz wszechświat zaludnione są  na podobieństwo naszego, ale my i wszystkie istoty (kosmici) też są  w relacji ze Stwórcą – jak promyk do Słońca. Opuszczając kolejne ciała: fizyczne, astralne, mentalne, rodzimy się (świadomie lub nieświadomie) w coraz wyższych wymiarach. Podróżujemy w wielowymiarowości? I nagle, jak to w medytacji , Wielki Duch otulił mnie swoją światłością, a mając wybór w wyobrażeniu go sobie przywołałem postać swego Mistrza –  pustelnika z Himalajów.

Cichnie stukot kół na szynach, zapadam w głęboki sen. Powoli, wszystko dookoła nas się zmienia. Znajdujemy się z Mistrzem w lesie, u stóp potężnego drzewa. Pod nim, z twarzą zwróconą na wschód, widzę kapłankę spoczywającą na podium ukwieconym nieznanymi mi roślinami, przepięknymi w barwie i kształcie. Słyszę też jej śpiew, a raczej powtarzane rytmicznie pojedyncze dźwięki, głoski. W kręgu, dookoła niej, siedzi kilkadziesiąt kobiet i mężczyzn, zasłuchanych w te dźwięki i ze wzrokiem zagubionym gdzieś we wnętrzu siebie. Po chwili tony dźwięków, które wydobywa z siebie Kapłanka, nabierają mocy i zniewalającej potęgi. Zebrani dookoła ludzie zaczynają się poruszać w tańcu. W ruchach ich czuje się rytmy przyrody. Wyraźnie czują jedność z przyrodą i z rządzącymi w niej mocami.

To są nasi dalecy przodkowie. Jesteśmy na wyspie Fidżi. - szepcze mój Przewodnik. Nie dziw się  wyglądowi tych ludzi. Raczej przypominają małpoludy. Byłeś jednym z nich. Sporo już wiesz o reinkarnacji i łańcuchach zdarzeń – i dodał uśmiechając się promiennie - Tu zobaczysz, na własne oczy, że to kobiety pierwsze zaczęły mówić,  śpiewając pieśni skierowane do Stwórcy. Mężczyźni w tamtych czasach tylko głupawo porykiwali. 

A Kapłanka? Kim w naszych czasach jest kapłanka? – pytam. Ale Przewodnika nie ma już koło mnie. Przechadzając się wśród tańczących ludzi zbliżam się do kapłanki i chociaż , wydawało mi się, że powinniśmy być z Przewodnikiem dla niej niewidzialni, kobieta przerywa śpiew i patrzy mi prosto w oczy. 

To co wydarza się po chwili jest dla mnie niezwykłe. Otóż, jej uduchowiona twarz zaczyna zmieniać rysy. Wygląda na to, że oglądam w ułamku sekundy wiele osobowości z poprzednich żywotów owej tajemniczej kobiety. Tylko jej oczy pozostają niezmienione. Jasno niebieskie oczy? Nagle w mojej głowie wyświetla się, jak na ekranie komputera, tekst. Kto go wypowiedział, kiedy i dlaczego? Nie mam pojęcia. 

Biorę postać pięknej, młodej, wrażliwej kobiety, która poznaje kandydata na zakonnika w przypadkowych, zdumiewających okolicznościach. Zachwyca się nim, jego wewnętrzną siłą, odwagą, mądrością, wrażliwością i poprzez przyjaźń z nim, próbuje wznieść się ponad swoje dotychczasowe doświadczenia. Próbuje tez go wspierać w jego decyzji poświecenia się Stwórcy i ludziom przez służbę w zakonie. Jednak odczuwa cały czas jakiś wewnętrzny dyskomfort i nie rozumie, na czym on polega. Wydaje się jej, że pogłębienie przyjaźni z nim i zrozumienie przyczyn jego decyzji może usunie ten dręczący niepokój.  Pokonuje lęk i nieśmiałość i zaczyna odkrywać przed nim nie opowiadane nikomu dotąd aspekty swojego życia, swoje tajemnice, niepewności, słabości.  Nieoczekiwanie on odpowiada jej tym samym. Maski spadają, pojawia  się prawda, pojawia się piękno. Już nic nie jest takie same, jak przedtem, a ta relacja, spotkanie z nim staje się dla niej ważniejsze, niż inne sprawy, którymi żyła dotąd. Zastanawia się, do czego prowadzi ją ta droga. On próbuje ja namówić do wstąpienia do zakonu żeńskiego. Sprawia jej to ból i wtedy zdaje sobie sprawę, że nagle on znika z jej życia i nikt nie wie, co się zdarzyło.  Ona, jak to zwykle z kobietkami bywa, uważa, że to przez nią, że może coś nie tak powiedziała, coś nie tak zrobiła, że on ją karze bo nie potrafiła się wznieść tak jak on w rozwoju duchowym, albo dlatego, że odczytał jej uczucia. Ale rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Mroczna tajemnica z jego życia, jedyna, o której jej nie powiedział, upomniała się o niego.

 Mistrzu! –  porykuję.  

Wiem kim kapłanka jest w życiu doczesnym. Muszę wrócić w swoje czasy, odszukać ją i naprawić błędy! 

A kapłanka wyciąga do mnie ręce i przywołuje do siebie, na podium. Boże Miłosierny! – myślę . Wszedłem w swoje dawne ciało i naprawdę porykuje i przeżywam to co kiedyś przeżyłem w którejś tam z kolei inkarnacji!?  

I nic więcej nie możesz zrobić, tylko przeżywać dokładnie to co zdarzyło ci się kiedyś. Prawa Stwórcy  wykluczają jakąkolwiek ingerencję w przeszłość. Co było to było i jest nienaruszalne.  Jak przez mgłę docierają do mnie słowa Mistrza. 

Uważaj Marcinie! Nie pozostań w tym małpim stanie zbyt długo bo nie wrócisz do obecnych czasów.

Słowa Mistrza milkną, bo oto wśród zebranych podnosi się wielka wrzawa. Zauważam dopiero teraz, że otaczają nas olbrzymie palmy i niebotyczne paprocie. Wszyscy patrzą w jedną stronę. Nagle, z za rozłożystej palmy wyskakuje olbrzymia małpa i w susach zbliża się do kapłanki. Pierwszą moją myślą w tej sytuacji było oczywiście – zwiać jak najszybciej w swoje czasy. Małpolud wzrostem góruje nade mną. Jest tuż, tuż.  Unosi rękę do ciosu. Kapłanka podcina moje nogi i małpia pięść nie trafia w moją głowę. Leżymy na posłaniu z kwiatów. Czuję jak po grzbiecie leci mi krew. Małpi pazur przejechał po mojej lewej łopatce. Kapłanka wtula się we mnie. 

Obserwujemy jak małpa wpada między ludzi. Mężczyźni próbują ją zatrzymać. Kobiety zbite w gromadkę głośno lamentują. Bezradni, obserwujemy jak małpa zadaje straszliwe ciosy, od których padają mężczyźni. Krok po kroku z łatwością przebija się przez tłum. Zauważam teraz cel tej małpiej agresji. Otóż, za kręgiem ludzi, oparty o konar wielkiej paproci, siedzi w pozycji lotosu cały bielusieńki Staruszek. Wszyscy jesteśmy nadzy, a nasze ciała pokrywa ciemnego koloru sierść. Jednak w odróżnieniu od nas, sierść Staruszka i jego włosy i długa broda lśnią nieskalaną bielą. Patrzy on na zbliżającą się wielką małpę bez poruszenia i nie okazuje strachu. Nagle na małpę pada strumień ostrego światła. Dookoła jej nóg, w błyskawicznym tempie, kiełkują paprocie i obwijają się dookoła jej ciała. Po kilku, coraz wolniejszych krokach, małpa staje. Stoi, jak posąg, kilka kroków od Staruszka, a jej wybałuszone oczy błyskają białkami. Są pełne nienawiści.  

Spoglądam w piękne, jasno niebieskie, oczy kapłanki. Odwzajemnia się uśmiechem. Kładzie swoją rękę na krwawiącej ranie i piekący ból ustępuje. W podzięce chcę ją pocałować.  Nachylam się do niej, i nagle:

Kapłanka i całe jej otoczenie roztapia się jak w mgle. Widocznie takich gestów, jak pocałunek, nie znano w tamtych czasach i naruszyłem boskie prawo. – z rozbawieniem myślę. 

Obudź się! – słyszę czyjś stanowczy głos i czuję mocne szarpanie za ramie. Za to, które uszkodziła mi małpa. Jęczę z bólu, i pół przytomny, wyrwany nagle z dramatycznego snu, otwieram oczy. Nade mną nachyla się kobieta. Jest młoda i bardzo ładną i podobna do kapłanki. Nie będąc jeszcze w pełni świadomy, i kompletnie zdezorientowany szybkością zmian, zupełnie bez sensu, szepcze Kochanie, to ty? Gdzie ja jestem!? Kobieta chlusta w moją twarz wodą z trzymanego, dużego kubka. Wraca mi przytomność.

Przepraszam siostro. Miałem koszmarny sen. Proszę mi wybaczyć - mówię, myśląc, że powróciłem do swoich czasów i mam przed sobą kobietę – zakonnicę.

 Kobieta, w dziwnym stroju w rodzaju greckiej tuniki,  uśmiecha się ironicznie. Dlaczego nazywasz mnie siostrą! Zapomniałeś kim jestem obwiesiu. Jesteś mój. Gdzieś się włóczył tej nocy. Przyszłam po świętą wodę dla chorego do studzienki i zobaczyłam cię hultaju śpiącego na ławce. Gdy nabierałam wodę nagle zacząłeś krzyczeć, płakać i wymachiwać rękoma, jakbyś bronił się przed złymi duchami. Grzeszniku! Przyznaj! Kogoś to chciał całować? Mnie swoją panią? Napij się wody i pomódl do Dobrych Duchów to może pamięć i rozum ci wrócą! Jesteś moim niewolnikiem. Kupiłam cię kilka dni temu na targu w Atenach. Robota czeka! Rusz się leniuchu!

No nie! Niewolnikiem być? Mistrzu! Pomocy! – krzyczę z zalanymi wodą oczami. Czuję znów mocne szarpanie za ramie. Otwieram oczy. Patrzę w niebieskie oczy nachylającej się nade mną kobiety. 

Dobrze się Ojciec czuje? 

Doskonale! – odpowiadam jąkając się.

Pomóc Ojcu wstać? 

Sam dam radę. Dziękuję. 

Zasnął się Ojciec i spadł na podłogę. Pociąg nagle zahamował.  

Kim pani jest? – pytam.

Siostrą z Zakonu  – odpowiada wpatrując się we mnie niebieskimi oczami z rozbrajającym uśmiechem.

Serce mi wali.  Podejrzewam lekki zawał. Miarowo stukają koła pociągu. Nie wiem od czego zacząć rozmowę z tą kobietą. Poprawiam swoją buddyjską szatę i wkładam sandały, które spadły mi podczas upadku na podłogę. 

Tym razem nie mogę tego przegapić. To przecież ona,  moja druga połowa. 

 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEŚNICZY, LEŚNICZYNA I DUCHY

Bóg stworzył pożywienie, a diabeł kucharza

Czy odkryłeś, kto umiera, kiedy się umiera?